Co łączy Pharrella, Steve’a Jobsa, Emmę Chamberlain, Marie Forleo i prawdopodobnie Ciebie? Każdy z nich to multipasjonata, czyli osoba, która posiada wiele zainteresowań i w dość naturalny sposób łączy je zawodowo. Muzyk, projektant, technolog, esteta, producent filmowy, influencerka, podcasterka, tancerka, coach, trenerka biznesu. Wielowątkowi twórcy (obecnie) dużych marek. Brzmi znajomo?
Dział: Personal branding
.
Wteorii cele mają nas motywować. Wyznaczamy je po to, by wiedzieć, dokąd zmierzamy i w jaki sposób mierzyć swoje postępy. Jednak cel źle dobrany albo zbyt mocno wyolbrzymiony, potrafi stać się kulą u nogi. W świecie mediów społecznościowych świetnym przykładem jest obsesja na punkcie liczby obserwujących. Wielu przedsiębiorców, twórców czy ekspertów powtarza sobie: „muszę mieć 10 tysięcy followersów, wtedy dopiero coś osiągnę”. To złudzenie, które z jednej strony nadaje sens działaniom, ale z drugiej prowadzi do frustracji i poczucia, że bez wielkich liczb nie można być skutecznym.
Media społecznościowe mogą być dużym wsparciem w procesie ekspansji, ale tylko wtedy, gdy są wykorzystywane strategicznie, a nie „z automatu”. W tym artykule znajdziesz informacje o tym, czego marki często oczekują, jakie popełniają błędy oraz w jaki sposób media społecznościowe mogą wspomóc Twoją markę podczas wejścia na nowy rynek.
Wyobraź sobie, że stoisz na scenie przed tysiącem ludzi. W powietrzu czuć oczekiwanie, napięcie jest niemal namacalne – jak cisza tuż przed ude- rzeniem pierwszego dźwięku orkiestry. Reflektory oślepiają, dłonie lekko się pocą, a Ty… nie masz gotowej prezentacji. Masz tylko swoją opowieść – własne doświadczenia, emocje, drogę, którą przeszedłeś. Serce bije szybciej, bo prze- cież każde słowo może zostać ocenione, skomentowane, zapamiętane. To uczu- cie zna każdy lider, który po raz pierwszy publikuje post na LinkedInie, X czy innej platformie społecznościowej.
Jeszcze kilkanaście lat temu social media traktowano jako nowinkę technologiczną i narzędzie do podtrzymywania kontaktów ze znajomymi. Pojawiały się na marginesie działań marketingowych i były raczej dodatkiem do „prawdziwej” pracy niż jej kluczowym elementem. Dziś sytuacja wygląda zupełnie inaczej.
Klienci często wybierają produkty lub usługi nie tylko na podstawie ich jakości, lecz również ze względu na emocjonalne i wartościowe skojarzenia związane z marką – podkreśla mgr Kinga Oszust, doktorantka i asystentka w Katedrze Marketingu na Wydziale Zarządzania Politechniki Rzeszowskiej.
Obawiamy się, że pewnego dnia ktoś odkryje, że nigdy nie byliśmy kompetentni, że nasze osiągnięcia to wypadek przy pracy, wynik szczęśliwego zbiegu okoliczności, a nie efekt rzeczywistych umiejętności. Syndrom impostora nie jest nowym zjawiskiem, ale w świecie social mediów stał się jeszcze bardziej widoczny. W końcu nigdy wcześniej nie byliśmy tak narażeni na ocenę i krytykę zarówno ze strony odbiorców, jak i samego siebie.
Informacja jest walutą, a wiedza – najlepszą wizytówką, jaką możesz mieć. Bo nawet wtedy, gdy masz genialny produkt, unikalną usługę i pasję do tego, co robisz, ale nikt o tym nie wie, to Twoja marka po prostu nie istnieje w świadomości odbiorców. Właśnie dlatego artykuły eksperckie i wywiady są tak potężnym narzędziem. To nie tylko sposób na pokazanie swojej wiedzy, ale przede wszystkim na budowanie autorytetu, zdobywanie zaufania i zwiększanie widoczności w sieci.
Czy można stać się liderem poprzez wpływ budowany w social mediach? A jak wygrywa się kampanie polityczne? Właśnie tak. Współczesne przywództwo coraz częściej przenosi się do przestrzeni online, gdzie to, jak się komunikujemy, jakie wartości reprezentujemy i w jaki sposób angażujemy społeczność, definiuje naszą wiarygodność. Czy każdy lider musi być w mediach społecznościowych? Niekoniecznie, ale żyjemy w czasach, w których niemal każdy sprawdza osoby, z którymi chce współpracować. Te, których merytorycznych publikacji nie sposób znaleźć, często wydają się mniej wiarygodne.
Żyjemy w dobie marek osobistych i dbania o profesjonalny wizerunek nie tylko
w social mediach i nie tylko prowadząc własny brand.
Wyobraź sobie, że wchodzisz na scenę pełną ludzi. Nie znasz ich, ale wiesz, że patrzą na Ciebie z uwagą. Część z nich bije brawo, ktoś krzyknie: „Świetnie, tak trzymaj!”. Ale nagle, z końca sali, ktoś rzuca Ci butem. Nie masz czasu się bronić, bo zaraz leci kolejny – tym razem kamień. I choć większość widzów milczy, nie możesz ich rozróżnić od tych, którzy właśnie podnoszą rękę, by cisnąć w Twoją stronę kolejnym oskarżeniem, kpiną czy złośliwością.
Czy kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego marki tak często chwytają się wielkich liczb, jakby miały być one gwarancją ich sukcesu? Czy miliony followersów na Instagramie, tysiące lajków pod postem czy imponująca liczba sprzedanych egzemplarzy zawsze oznaczają rzeczywisty sukces? Niestety, w świecie PR i kreacji wizerunku, gdzie liczbom przypisuje się niemal magiczną moc, zbyt często zapominamy o jednej istotnej kwestii: jakość zawsze bije ilość na głowę.